niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział 4

-No co ja mam na siebie włożyć? –Lola grzebie w walizce rozrzucając ciuchy po kątach. Siedzę na łóżku i opieram łokcie na kolanach. Nie mogę przestać myśleć o Harrym. Czy to coś znaczyło? Jest z Taylor ale może skoro jej nie kocha... no tak on w ogóle nigdy nie kocha. Po prostu muszę to wiedzieć, że on nigdy nie będzie z nikim na poważnie. A jednak należy do Swift...
-Halo, Pani Zamyślona –macha mi przed oczami brunetka. Ma na sobie krzykliwie zieloną sukienkę z bawełny a na nogach czarne szpilki. –Ładnie? Mogę tak iść? –kręcę przecząco głową i krzywię się.
-Wyglądasz paskudnie! Kiedy to kupiłaś? –dotykam materiału sukienki i marszczę czoło.
-Och Boże! Nie to nie –wymachuje rękami, próbując zdjąć z siebie to paskudztwo. –A ty mądralo, w czym idziesz? –rzuca sukienkę w jeden z kątów pokoju i ponownie węszy w walizce. Za chwilę poznamy kilku znajomych Harrego i Taylor i razem przeżyjemy domówkę powitalną. To nic wielkiego. Chyba... Wstaję i rozpinam walizkę. Pora opustoszyć te pięknie, poukładane w kosteczki, ubrania. Patrzę na nie spod przymrużonych powiek i delikatnie, aby nie zaburzyć ładu, wyciągam pastelowo różowy kombinezon. Wyjmuję torbę z butami i proszę Lolę, aby coś mi wybrała podczas gdy się przebieram. Stoję w samym staniku i majtkach i dochodzę do wniosku, że nie mogą wystawać mi ramiączka w kolorze czarnym skoro kostium jest różowy. Rozpinam biustonosz i kucam z powrotem przy walizce. Wyjmuję koronkową bardotkę w kolorze śnieżnej bieli. Zdejmuję obecny i układam go tak aby się nie pogniótł.
-Zoe już jest –wpada do pokoju jakiś chłopak. Zasłaniam szybko piersi i wytrzeszczam oczy. Wzrok mężczyzny zatrzymuje się na mnie. O fuck! To te oczy. To Styles. Gapi się na moje nagie piersi zasłaniane dłońmi. Kucam przodem do niego.
-Zajebiście, że Zoe już jest, a teraz wyjdź! –wskazuję ręką drzwi i czuję jak moje policzki płoną.
-T-tak –jąka się i trzęsie głową. Zerka na Lolę i wychodzi. O Kurwa. Siadam na podłodze i zasłaniam twarz dłońmi.
-Ale się na ciebie gapił –unosi brwi i z niedowierzaniem kręci głową.
-Zamknij się, Lola –zakładam prędko stanik w obawie, że znowu tu wpadnie.
-Z resztą, każdy by się gapił –chichocze i bierze komórkę w dłoń. Chyba zauważa moje nagłe zasmucenie. –Hej, chyba nie myślisz, że kiedykolwiek mogłabyś mu się... podobać.
-Nie, coś ty –wsuwam przez nogi kombinezon składający się z szortów i góry na cienkich ramiączkach.
-No to dobrze, bo wiesz, on nie jest dobrym materiałem na zauroczenie. Uwierz mi na słowo, znam go trochę dłużej niż ty –bębni paznokciami w tył telefonu.
-Dlaczego, tylko ja nie wiem kim jest Harry? –zapinam zamek od stanika i staję przed lustrem udając, że nie obchodzi mnie ta rozmowa.
-Ja też nie wiem. Niall i Taylor wiedzą o nim wszystko ale nie ja. On nie dzieli się informacjami. Ta dwójka jest jedynymi ludźmi na świecie, która zna przyczynę jego humorów, buntu i stwierdzenia „Harry nigdy nie kocha”. Wiem po prostu, że miał ciężko w życiu –wzrusza ramionami i odcina się od świata szperając coś w komórce. Staję nieruchomo przed lustrem i patrzę się sobie w oczy. Tak bardzo chciałabym móc się do niego zbliżyć... ciekawe czy kiedyś spotka mnie taki przywilej. Nie mogę mieć nadziei. Muszę o nim zapomnieć do puki nie jest za późno. Wkładam kombinezon i szukam wzrokiem torby z butami. Lola żadnych nie wybrała, więc biorę pierwsze z brzegu. Są to czarne szpilki. Szperając w kosmetyczce wyjmuję tusz do rzęs i puder. Na dzisiaj wystarczy. Nie czekając na Lolę, wychodzę z pokoju. Gra muzyka. Hip-hop. Albo rap. Nigdy nie odróżniam. Jest tu parno i duszno. Przechodzę przez hol i wchodząc do salonu męska sylwetka tarasuje mi drogę. Po zapachu poznaję, że to Harry. Zadzieram głowę do góry i natrafiam na jego wzrok. Uśmiecha się zawadiacko. Serce mi się topi, nogi miękną. Odwzajemniam uśmiech i nie mogę oderwać od niego wzroku. Czy zaraz mnie pocałuje? Co myśli? 
-Przesuniesz się, księżniczko? –pyta przepychając mnie na bok. O nie, myślałam, że to flirt, a ja znowu się ośmieszyłam. Zażenowana wchodzę do salonu. Myślę przez chwile o tym co się wydarzyło ale ilość ludzi i chaos jaki tu panuje odwraca moją uwagę. Wow, jest sporo ludzi. Są wszędzie. Siedzą na kanapie, przy wyspie kuchennej, na podłodze, stole a nawet parapecie. Balkon jest otwarty, dzięki czemu jest jakaś wentylacja. Odnajduje wzrokiem Nialla, bo nie mam z kim rozmawiać i czuję się nieswojo. Blondynek jest już zajęty. Rudowłosa kobieta przesuwa dłonią po jego karku, a czarnowłosa nalewa szampana. Nie wiem co ze sobą zrobić. Zagadać do obcych ludzi? Czekać na Harrego? Co?! Co mi przyszło do głowy? Na stoliku i blacie kuchennym stoją piwa, wino i dwa szampany. O kurczę. Zauważam, że do salonu wkracza Harry, zawadiackim krokiem podchodzi do blatu.
-Dobra ludzie, jesteśmy już w komplecie! –krzyczy Harry. Bierze szampan i zaczyna powoli odkręcać żyłkę trzymającą kapsel. –To jest Hailee –wskazuje na mnie i uśmiecha się promiennie. –Niall i Lola –wskazuje na nich ruchem głowy. –Za udane wakacje! –krzyczy w tym samym momencie, gdy korek od szampana wybucha w powietrze. Uderza z hukiem w ścianę, a piana zaczyna się sączyć z butelki. Brunet podstawia sobie kieliszek i nalewa do pełna. Teraz wszyscy stoją w kolejce po szampan. Teraz jak na to patrzę wcale nie jest ich tak dużo. Może z pięć nowych twarzy. Myślę czy stanąć w kolejce. Nie mogę. Nie. Patrzę jak zgrabnie nalewa szampan do kieliszków. Sobie nalał pełny innym zaledwie ¼. Przenoszę wzrok na jego twarz. Uśmiecha się i mówi coś do każdego z osobna. Ma radosny błysk w oku. Dziewczyny całują go w policzek, a on radośnie chichocze. Podnosi wzrok i nasze spojrzenia się krzyżują. Cholera, wie że się gapiłam. Szybko spuszcza wzrok wracając do zabawiania towarzystwa. Wydaje się taki zabawny i miły. Kiedy nalewa ciecz do ostanie szklaneczki patrzy na mnie i na moje dłonie. Nie trzymam szampana. Śmieje się pod nosem i wyrzuca pustą butelkę do śmietnika. Postanawiam podejść do niego i zamienić parę słów.
-A ja dostanę szampana? –unoszę brwi zaskoczona tym co mówię. Opieram się o blat, on robi to samo.
-Po co? –wzrusza ramionami i patrzy przed siebie.
-Bo chcę się upić. Być niegrzeczną dziewczynką, być jak ty –szturcham go w ramię i patrzę na jego profil. Zaciska powieki i przygryza wargę. Znowu powiedziałam coś nie tak.
-Nie jestem taki z wyboru –zaciska zęby i wciąż na mnie nie patrzy. –A ty chcesz być taka z wyboru. Lepiej nie pij.
Jego słowa mnie poruszają. Troskliwy Harry? Nie no, to już przesada. Martwi się o mnie? Śmiał się, że jestem abstynentką, a teraz kiedy chcę zerwać z tytułem on mi nie pozwala?
-Skąd wiesz, że ja nie jestem z wyboru? Hej, popatrz na mnie –odszukuję jego dłoń i kciukiem chwytam jego palec wskazujący.
-Po prostu to wiem. Znam się na ludziach, mam doświadczenia, że tak powiem –opuszcza głowę i patrzy na nasze splecione dwa palce, podnosi wzrok i patrzy mi przez chwilę w oczy. –Jesteś taka niewinna Hailee... nie próbuj mnie poznać, tym bardziej nie próbuj być taka jak ja. To nie jest dobra droga życia, uwierz mi –uśmiecha się smutno i wyswobadza z mojej dłoni. Czuję jakbym usłyszała jedną z odpowiedzi na moje pytanie. Jest zraniony. Tak mocno, że nie umie być normalny. Co mu się przytrafiło i dlaczego nie kocha? I czemu był miły skoro nie rozmawia o sprawach prywatnych?
-Rozumiem, że życie dało ci w kość –kiwam głową. Nie chcę drążyć tematu i tak sporo mi powiedział jak na siebie. Wiedziałam to od początku ale nie miałam dowodów. Przez ten rąbek tajemnicy stał się jeszcze bardziej pociągający. Chcę znać powody dla których taki jest i skoro nie kocha to kim jest Taylor? Chce znać jego uczucia, jest taki zagadkowy.
-Nie rozmawiajmy już o moim życiu –odwraca do mnie głowę i uśmiecha się delikatnie. –Paliłaś kiedyś papierosy? –unosi jedną brew. Kiwam przecząco głową, a on wyjmuje z kieszeni spodni paczkę Malboro Gold. -Chodź na balkon. Odrywa się od blatu i idzie na balkon. Mijamy ludzi.  Harry po drodze uśmiecha się do każdego. Kiedy stawiam stopę na ciepłym balkonowym betonie i czuję przyjemny letni wiatr rozpływam się. Zamykam oczy i opieram o barierkę. Jest noc. Gwiazdy mrugają jakby do mnie. Żółte światła rzucają na nasze twarze poświatę, dzięki której jesteśmy w stanie cokolwiek zobaczyć. Jest naprawdę ciemno. Słychać stąd basy muzyki grającej wewnątrz. Harry opiera się o barierkę i przysuwa stanowczo za blisko. Jego łokieć dotyka mój. Otwiera paczkę Gold’ów i wyciąga jednego. Wkłada do ust i przekazuje mi pakunek.
-Y... ja chyba nie mogę –kręcę głową oddając mu pudełko.
-Hej, jesteś ze mną, nic ci nie grozi –na dźwięk tych słów wypowiedzianych łagodnym głosem jestem w stanie się pokroić. Zrobię dla niego wszystko. Jestem przy nim bezpieczna. Chcę go chociaż trochę poznać, a papieros wydaje się być małym kroczkiem do przodu. Wzdycham i biorę tytoń. Harry włącza zapalniczkę, a ogień rzuca na jego twarz ciepłe światło. Jest skupiony na papierosie. Zasłania go dłonią i finalnie zaciąga się. Wypuszcza dym i mówi abym zrobiła to samo. Przejmuję zapalniczkę i przykładam ją do końcówki. Nie umiem, nie zapala mi się. Harry śmieje się i otacza mój tytoń dłonią po czym umiejętnie go podpala.
-Proszę bardzo –uśmiecha się po czym chowa zapalniczkę do kieszeni. Patrzę na nowo poznaną używkę nie wiedząc co powinnam zrobić. Obserwuję jak Styles przykłada go do ust i jakby zasysa się przez co idealnie widać jego kości policzkowe. Odchyla głowę do tyłu i wypuszcza kłębek dymu. Obraca głowę i patrzy na mnie –Nie wiesz co robić? –śmieje się i łapie mnie za dłoń, w której trzymam papierosa. Przysuwa moją dłoń do ust i mówi abym wzięła końcówkę do ust. Każe pociągnąć. Robię to. Zrobię co powie. Podlegam mu. Cieszę się każdą sekundą z nim, jest taki miły i kochany. Dym wypełnia moje drogi oddechowe i zaczynam się krztusić. Zasłaniam dłonią usta i kaszlę sucho. Harry śmieje się dokańczając swojego papierosa
-Mówił ci ktoś kiedyś jak bardzo urocza jesteś? –unosi lewą brew i patrzy mi w oczy. Kiedy udaje mi się dojść do siebie po ataku kaszlu kamienieję. Moje ciało napina się pod wpływem jego głosu.
-Krztuszenie się dymem tytoniowym jest dla ciebie synonimem bycia uroczym? –żartuję ponownie przykładając go do ust. Zamykam oczy delektując się tytoniem wypełniającym moje płuca. Tym razem, nie duszę się tylko zgrabnie wypuszczam dym z ust. Leci prosto w twarz Styles’a.
-Nie koniecznie –kręci głową i spuszcza wzrok.
-No więc, co jest?–zmuszam go do wypowiedzenia słów, które dadzą mi nadzieje, że mu się podobam, że lola i Niall się mylili, że on może kochać...
-Po prostu... jesteś słodka –wzrusza ramionami. –Zaczekaj tu na mnie, mała.
„Mała” ? Co to znaczyło? 
Po kilku minutach wraca na balkon, trzyma w dłoni szklankę wypełnioną po brzegi winem. Dużo...
-O wypaliłaś już całego? –zauważa biorąc kilka łyków. Nie proponuje mi. Nie chce abym piła.
-Jestem taka urocza jak Taylor? –wypalam szybko gryząc się w język. Harry nieruchomieje i szybko na mnie patrzy.
-Taylor nie jest urocza –przystawia szklankę do ust i bierze kilka dużych łyków. Szklanka jest prawie pusta. Nie wiem co to znaczyło... że jestem lepsza? Gorsza? A może po prostu inna.
-Jak długo jesteście razem? –kontynuuję. Patrzymy się sobie w oczy.
-Prawie rok –rzuca krótko.
-Musisz ją kochać... –uśmiecham się.
-Chcesz jeszcze jednego papierosa? –urywa grzebiąc w kieszeni spodenek. Wyjmuje jednego i zapala.
-Okej, nie musimy o tobie rozmawiać –zaciskam usta w wąską kreskę i odmawiam papierosa.
-Nie możemy o mnie rozmawiać, Hailee –chowa paczkę i opiera się łokciami o balkon.
-Wiem, że jesteś skomplikowany ale kiedyś cię rozgryzę.
-Nigdy mnie nie rozgryziesz. Nie próbuj –warczy i widzę jak bieleją mu knykcie podczas gdy zaciska je na barierce. Zmieniam szybko temat na lody. Pytam o ulubiony smak lodów Harrego. Śmieje się i odpowiada, że śmietankowy. Pyta o mój. Zastanawiam się i mówię, że chyba Snickers.
-Snickers jest niezły –kwituje i przysuwa się do mnie bliżej. Łapie kciukiem mój palec wskazujący. Patrzy na dłonie i uśmiecha się leniwie. –Masz wyjątkowo ładne dłonie –mówi.
Patrzę na moje palce. Mam naturalne bardzo długie paznokcie pomalowane na kremowo. Na palcu serdecznym noszę wielki złoty pierścionek wyglądający jak pięć takich samym obręczy.
-Dziękuję –szepczę nieco zbita z tropu. Unoszę wzrok i przyglądam się jego twarzy. –Uśmiechnij się –proszę. Harry chichocze, a w jego policzku pokazuje się dołeczek. Automatycznie szczerzę się. –A ty piękny uśmiech –przygryzam wargę zaskoczona przebiegiem sytuacji. Jego druga dłoń niespodziewanie zahacza o szlufkę mojego kombinezonu. Nieśmiało kładzie ją na biodrze i robi krok w moją stronę. Rany. Jesteśmy tak blisko, że zaraz zetkniemy się nosami.
-Powiedz coś –szepcze mi do ucha.
-Masz podniecający głos –rzucam szybko, a mój głos brzmi znacznie seksowniej niż przypuszczałam. Harry jęczy cicho.
-Nie takie ostre, błagam. Mam dziewczynę –mówi, a jego dłoń zsuwa się z mojego biodra. Zaciska powieki i oblizuje usta.
-Wiem, że jej nie kochasz. Bo nie umiesz –mówię łagodnie głaszcząc jego policzek.
-To moja zasada numer 1. Nie kocham. Ale szanuję Taylor i nie mógłbym żyć bez niej. Nie interesują mnie dziewczyny, Hailee. Interesuje mnie tylko Tay. Moja dłoń gładzi jego policzek, spojrzenie jest skrzyżowane. Uśmiechamy się leniwie, a jego dłoń spoczywa na moim biodrze. Druga natomiast jest rozciągnięta na barierce i jakby sprawia, że mój bok dotyka jego ręki, nie zimnej poręczy. Jesteśmy tak blisko, mam wrażenie, że jego twarz się przybliża...
-Co wy robicie?! –krzyczy Taylor wpadając na balkon. Odsuwam się od niego jak poparzona. On nie! Co ja narobiłam. Hailee Jones nabroiłaś...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mam dwóch nowych i pierwszych obserwatorów, nawet nie jesteście świadomi jak bardzo się cieszę! Dzięki wam chce mi się pisać, jesteście moją motywacją!